Siadł przed "kąkuterem", zaczął klepać losowe przyciski i mu wyszło, że te 1000 znaków to chwila. Burżuazja i uprzywilejowana kasta chce jechać na garbach uczciwych obywateli.
Jednym prostym trickiem zdemaskował copywriterów i wygrał literackiego Nobla [ZOBACZ JAK!]
Ogromnie się cieszę, że zleceniodawcy zadali sobie trud, aby szacować nasz czas pracy - gdyby robili to bardziej rzetelnie, może sami stwierdziliby "O ku***, wy tak żyjecie?".
Niektórzy klienci są manifestacją tego, o czym pisałem jakiś czas temu. Wydaje mi się, że określeni zleceniodawcy nie rozumieją do końca, że GC to nie jest cudowny "Dem", farma robotów czy też współczesne niewolnictwo. Niektóre gratyfikacje (nawet nie stawki, a całość) są po prostu absurdalnie niskie. Niskie do tego stopnia, że ... ludziom po prostu się nie chce pisać tych tekstów. Szczerze zadziwia mnie, że niektórym klientom, w momencie wysłania zlecenia, przez myśl nie przejdzie "za takie grosze, mi by się nie chciało nawet frazy w guglu wpisywać".
Odrzucając abstrakcyjne założenia i eliminując pospolitą ignorancję, mamy piękny przykład, w jaki sposób część klientów może postrzegać copywriterów. Stosowne epitety, którymi mogą nas raczyć, niech każdy sobie dopowie, według własnego uznania.