Bardzo długo zastanawiałem się czy i jak mogę odpowiedzialnie odpowiedzieć na powyższy wpis. Odpowiedzieć można tylko muzycznie w duchu tematu, Bogów Muzyki.
Świadomości muzycznej zacząłem nabierać w latach '80. Wcześniej słuchałem na płytach klasyków w stylu konkursu w Opolu i Sopocie. Niemen, Anna Jantar, Anna German itp. Co tam wujostwo zostawiło na wsi u dziadków.
Pierwsza świadomie wybrana, przesłuchana i uznana przeze mnie płyta to Alphaville "Forever Young". Gdzieś około 1984. Z tego co pamiętam mieściła się na jednej stronie taśmy magnetofonowej (jedna strona to około 45 minut).
Bardziej rock to np. Iron Maiden i programy Szewczyka w ówczesnej TVP. IM wciąż klasyfikuję jako trochę infantylną muzykę buntu z zawartością i przekazem dla licealistów. Te wszystkie maski i pajacowanie na scenie godne jest nastoletnich gorących licealistek. Teraz skaczą przy tym 60 latkowie. W sumie naprawdę śmieszno-żałosne.
Sentyment jednak pozostał.
W tamtych czasach (1985?) bardziej osobiście odebrałem Wojtka Manna w TVP2 i jego zapowiedź emisji nagrania Pink Floyd z Pompejów z 1972. Pracowicie nagrałem z kineskopowego telewizora, ale potem mama, może niechcący, skasowała.
Potem jeszcze był koncert Watersa w Warszawie w 2002 z ówczesną moją polonistką.
Wtedy być może Waters był po właściwej stronie. Potem na pewno nie.